Recenzja filmu

Violeta poszła do nieba (2011)
Andrés Wood
Francisca Gavilán
Thomas Durand

Wciąż bardziej obca

Reżyser chciał zapewne, aby filmowa forma szła w parze z "nieuczesaną" osobowością Parry. Konwencji nie udało się, niestety, zwyciężyć w wysuwającym się powoli na pierwszy plan wątku
Violetę Parrę znają w Polsce najpewniej nieliczni wielbiciele egzotycznych wycieczek muzycznych. W rodzinnym Chile cieszy się ona za to sławą artystki kultowej. Pieśniarka folkowa, kompozytorka, malarka (jej prace były wystawiane w Luwrze) oraz zdeklarowana komunistka jest autorką kilkudziesięciu płyt, z których większość została wydana już po jej samobójczej śmierci w 1967 roku. Aż dziw bierze, że dopiero teraz barwnym życiorysem Parry zainteresowało się kino. Gdyby robiła karierę w USA, Hollywood wypuściłoby pewnie do tej pory dwa filmy biograficzne i jeden remake.

Fabularne ramy dzieła Andrésa Wooda (pamiętacie jego znakomitą "Machucę" z 2004 roku?) wyznacza wywiad telewizyjny, którego Violeta udzieliła w 1962 roku u szczytu popularności. Z rozmowy z dziennikarzem oraz towarzyszącym jej retrospekcjom wyłania się powoli portret kobiety charyzmatycznej, silnej i niezależnej. Osoby, która w wieku paru lat potrafiła postawić do pionu zawianego ojca i zachwycić swoją muzyką bezlitosną publiczność. Wreszcie żony, matki i kochanki zdolnej opuścić rodzinę, aby w bratnich komunistycznych krajach Europy (w tym w PRL-u) propagować piękno południowoamerykańskiego folku.

Wood nie relacjonuje nam życia Parry zgodnie z regułami kina biograficznego. Regularnie zaburza chronologię i wplata w narrację poetyckie widoczki z bohaterką błądzącą w opustoszałej dziczy. Reżyser chciał zapewne, aby filmowa forma szła w parze z "nieuczesaną" osobowością Parry. Konwencji nie udało się, niestety, zwyciężyć w wysuwającym się powoli na pierwszy plan wątku romantycznym. Spotkanie Violety ze Szwajcarem Gilbertem Fleuvre'em, choć kluczowe dla filmu, wypada niewiarygodnie. Trudno zrozumieć, dlaczego wszechstronnie utalentowana Parra zapałała uczuciem do drugorzędnego, źle znoszącego sukcesy kochanki flecisty-wymoczka. Czy chodziło wyłącznie o wiek Fleuvre'a, który pozwalał dowartościować się starszej o 19 lat, niespecjalnie urodziwej pieśniarce?

"Violeta poszła do nieba" broni się dzięki wyśmienitej, zniuansowanej kreacji Franciski Gavilán. Jej bohaterka potrafi twardo stąpać po ziemi, by za chwilę zadziwić wszystkich irracjonalnym zachowaniem. Nawet, gdy jest doceniana przez władze ojczyzny i dobre paryskie towarzystwo, czuje się "wciąż bardziej obca".  Nie dość, że Gavilán udało się stopić ze sobą te przeciwieństwa, to jeszcze poradziła sobie wokalnie z trudnym repertuarem Parry. Uprzejmie donoszę, że jeśli po seansie nabierzecie ochoty, by bliżej się z nim zapoznać, możecie zacząć od YouTube'a. Piosenki Chilijki mają nawet po kilkaset tysięcy wyświetleń.
1 10
Moja ocena:
7
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones